W ramach współpracy jaką Sports Performance Bortnik nawiązał z Legią Warszawa przedstawiciele firmy udali się z wizytą na mecz Ligi Europejskiej, w której stołeczny klub zmierzył się z mistrzem Danii – FC Midtjylland.
Mimo, że warszawski klub przed meczem z FC Midtjylland nie stracił jeszcze szans na awans do kolejnej fazy rozgrywek Ligi Europejskiej to fani jakby nie wierzyli, że po spotkaniu nadal te szanse będą. Może to wynik późnej pory rozgrywania meczu w tygodniu, albo efekt małej renomy mistrza Danii w Polsce stał za niską frekwencją na stadionie. Widowisko zgromadziło niecałe 10 tysięcy osób. Potyczki ligowe w wykonaniu Legii regularnie obserwuje około 15 tysięcy osób, a szlagiery takie jak z Lechem Poznań nawet 27 tysięcy.
Jednak Ci, którzy postanowili w ten dość chłodny wieczór odwiedzić obiekt przy Łazienkowskiej 3 (Ł3) po 90 minutach meczu mieli powody do zadowolenia. Choć gra obu ekip nie porywała to jednak drużyna Stanisława Czerczesowa zgarnęła 3 punkty po fantastycznym golu Aleksandara Prijovicia. Szwajcar niezwykle precyzyjnie uderzył piłkę głową – w samo „okieno” bramki gości. Golkiper przyjezdnych nie miał najmniejszych szans na udaną interwencję. Chociażby dla tej bramki warto było na stadion przy Ł3 przyjść. Prijović to chyba największy wygrany tej konfrontacji. Wykazywał ogromną determinację w walce o każdą piłkę, na niedokładne zagrania kolegów reagował wymownymi gestami rozczarowania (co także świadczy o jego zaangażowaniu w osiągnięcie korzystnego rezultatu). Niestety musiał opuścić boisko przedwcześnie z powodu urazu. O jego zdrowie dopytywali także dziennikarze zgromadzeni na konferencji, choć trener Legionistów nie zaryzykował jasnej odpowiedzi wstrzymując ją do wyników badań, które miały odbyć się na drugi dzień. Na szczęście uraz nie okazał się poważny i Prijović mógł wystąpić w kolejnym meczu.
Wartym wspomnienia jest także legendarna atmosfera jaka towarzyszy spotkaniom na obiekcie Legii Warszawa. Kibice przed rozpoczęciem spotkania odśpiewali hymn klubu jakim jest „Sen o Warszawie”. Ten moment nawet dla postronnych obserwatorów nie jest obojętny. Chwila gdy z kilku tysięcy gardeł wydobywają się pełne emocji słowa znamionują, że za chwilę wydarzy się coś ważnego. Ważnego dla grupy ludzi, dla których futbol to coś więcej niż tylko 22 piłkarzy biegających za piłką.
Ludzi, którzy wiedzą, że nie zawsze można grać pięknie dla oka. Którzy rozumieją, że czasem to piękną musi ustąpić konkretnym celom, a te w meczu Legia – Midtjylland zostały przez gospodarzy zrealizowane w 100 procentach. Zwycięstwo 1-0 nie było porywające. Ale na tle bardzo słabo grającego przeciwnika w pełni zasłużone.
Sam szkoleniowiec duńskiego zespołu nie ukrywam rozczarowania postawą swojej drużyny. Jak zapewniał na konferencji prasowej po spotkaniu, jego drużyna stara się zawsze prezentować taktyczny, precyzyjny styl gry. A w meczu z Legią zawodnicy z Danii jakby kompletnie zapomnieli z czego słyną. W pierwszych 5 minutach Legia praktycznie nie schodziła z połowy gości. Już ten fragment gry zapowiadał jak może prezentować się zespół gości w całym spotkaniu i choć w drugiej połowie było, zdaniem trenera Midtjylland trochę lepiej to jednak brak zdecydowania w podejmowaniu decyzji na boisku sprawił, że przyjezdni nie byli w stanie wywieźć z Warszawy korzystnego rezultatu.
Wszystko więc rozstrzygnie się w ostatniej kolejce. Legia może awansować jeśli wygra z Napoli, a Midtjylland zremisuje z Club Brugge. Zadanie przed Legią niezwykle trudne, ale przecież – dopóki piłka w grze…